W kontraktach budowlanych kwestia zabezpieczeń odgrywa kluczową rolę. W idealnym świecie generalny wykonawca otrzymuje od podwykonawcy gwarancję bankową lub ubezpieczeniową, a więc instrument pewny, formalnie poprawny i neutralny finansowo dla stron. Co więcej, przy gwarancji generalny wykonawca unika ryzyka braku możliwości zaspokojenia swoich roszczeń przez potrącenie w przypadku egzekucyjnego zajęcia wierzytelności podwykonawcy o zapłatę wynagrodzenia.
W świecie rzeczywistym bywa jednak inaczej. Często – z powodów praktycznych, kosztowych lub czasowych – strony decydują się na rozwiązanie najprostsze: pieniądz. Generalny wykonawca potrąca (a przynajmniej tak mu się wydaje) część wynagrodzenia podwykonawcy „na poczet kaucji” i zatrzymuje ją na okres gwarancji lub rękojmi.
I tu właśnie pojawia się ryzyko – bo to, jak strony nazwały zabezpieczenie, nie zawsze odpowiada jego rzeczywistej treści prawnej.
Kaucja czy kwota zatrzymana? To wcale nie to samo
W praktyce spotykamy dwa mechanizmy:
Brzmi podobnie? Właśnie dlatego problemy pojawiają się tak często.
Dla sądu nie ma większego znaczenia to, jak strony nazwały zabezpieczenie w umowie. Liczy się istota świadczenia i sposób jego ustanowienia. Nie ma tu znaczenia, że kaucja „technicznie” uregulowana jest w umowie podwykonawczej – jest to odrębne porozumienie.
Jeśli więc wykonawca „potrącił” część wynagrodzenia, ale nie złożył skutecznego oświadczenia o potrąceniu lub nie określił, kiedy wierzytelność o wpłatę kaucji staje się wymagalna, sąd może dojść do wniosku, że w ogóle nie doszło do ustanowienia kaucji.
A wtedy cała konstrukcja „kaucji gwarancyjnej” staje się w oczach prawa… zwykłą kwotą zatrzymaną.
Skutek? Zamawiający może zapłacić podwójnie
Konsekwencje mogą być kosztowne.
Jeśli sąd uzna, że kaucja była w rzeczywistości kwotą zatrzymaną, to zgodnie z art. 647¹ §5 KC oraz art. 465 PZP odpowiedzialność za jej wypłatę może spaść na zamawiającego – nawet jeśli to wykonawca zatrzymał środki.
W efekcie, w sporach o zwrot zabezpieczenia, zamawiający często zostaje wciągnięty w postępowanie, choć formalnie nie był stroną umowy z podwykonawcą. To typowa sytuacja, w której błąd w nazewnictwie i nieprecyzyjne postanowienia umowne prowadzą do realnych kosztów po stronie inwestora i niepotrzebnego sporu.
Jak uniknąć tej pułapki?
Żeby zabezpieczenie rzeczywiście było skuteczne – i zgodne z intencją stron – warto pamiętać o kilku zasadach:
To pozwala skutecznie potrącić należność z wynagrodzeniem podwykonawcy.
Jeżeli nie chcemy każdorazowo składać formalnych oświadczeń o potrąceniu, warto wprost zapisać w umowie, że zapłata wynagrodzenia pomniejszonego o kwotę kaucji stanowi wykonanie potrącenia umownego.
Jeśli to „kwota zatrzymana” – nazwij ją tak. Jeśli to rzeczywista kaucja – zadbaj o jej formalne ustanowienie i przepływ środków.
Wniosek
Z pozoru drobny szczegół w umowie może przesądzić o tym, kto finalnie zapłaci.
Nieprecyzyjne rozróżnienie między kaucją a kwotą zatrzymaną może spowodować, że zamawiający – zamiast tylko kontrolować wykonanie robót – stanie się uczestnikiem sporu o zwrot zabezpieczenia.
W branży, w której każda złotówka i każdy termin mają znaczenie, warto poświęcić chwilę, by zapisy o zabezpieczeniu działały nie tylko „w praktyce”, ale i w świetle prawa.
Autor: r.pr Marcin Stępień
Jana Kilińskiego 5/6, 81-386 Gdynia
kontakt@contravia.pl
608 402 316